niedziela, 10 lipca 2011

Prawie jak Johnny Weissmuller

Tak tak,tytuł posta nie jest przypadkowy,to właśnie Johnny Weismuller  a raczej jego duch we mnie dzisiaj wstąpił. Jeszcze tydzień temu podczas pobytu nad jeziorem woda wydawała mi się za rzadka i za mokra, a tu dziś........ sam nie wiem co we mnie wstąpiło ?
  Zaczęło się kilka dni temu od zabaw z moim Panem który zaczął mi rzucać jaskrawo zielono-żółtą piłeczką tenisową. Zabawy spodobały mi się z dwóch powodów:
-piłka miała super kolor i była przyjemna w dotyku,
- w odróżnieniu od głupich patyków które po rzuceniu ginęły w trawie,ta radośnie podskakiwała dając mi szansę na "namierzenie" celu. 
  Tak więc i nad wodę pojechaliśmy razem z naszym ulubionym gadżetem. Po zainstalowaniu stolika i krzesełek poszliśmy z Panem pobawić się piłeczką na pobliską łąkę,gdy nagle Pancio wpadł na szatański pomysł aby rzucać mi ją do wody. Zabawa spodobała mi się z prostego powodu-woda w jeziorku była przyjemnie ciepła. Zacząłem podejrzewać że aportowanie z płycizny to nie jest szczyt marzeń mojego Pana i zanim sobie uzmysłowiłem po kolejnym wbiegnięciu do wody,po chwili straciłem grunt pod nogami. Szkoda mi było mojej ulubionej zabawki więc podążyłem za nią jeszcze kilka metrów ale musiałem machać łapkami żeby utrzymać głowę a zwłaszcza nosek ponad powierzchnią wody. Po uchwyceniu zabawki zrobiłem zwrot prawo na burtę ;-) i wróciłem na brzeg. Nie macie pojęcia z jaką radością byłem przyjęty przez mojego Pana ! Głaskał mnie,całował,dawał smakołyki aż w końcu pobiegł do reszty rodzinki z okrzykiem:
-Hurra! Kochani! Max przezwyciężył strach przed woda i właśnie przed chwilą zaczął pływać!
Szczerze mówiąc nie spodziewałem się takiej reakcji po przewodniku stada ale po chwili zdałem sobie sprawę,że dokonałem nie lada wyczynu. Nie było to żadną miarą porównywalne z przyswojeniem sobie kolejnej komendy którą po prostu zrozumiałem i zacząłem się do niej stosować-ja po prostu przeszedłem sam siebie!
  Na tym oczywiście dzionek się nie zakończył. Jeszcze wielokrotnie  wchodziłem do wody i każde kolejne pływanie sprawiało mi coraz większą przyjemność.Nie ukrywam że cieszyli się wszyscy moi ludzie. wodę polubiłem do tego stopnia,że żal mi było z niej wychodzić a jeszcze gorzej wracać do domu. Po powrocie z nadmiaru wrażeń i jakby nie było dużego wysiłku,padłem jak nieżywy i korzystając z chwili przebudzenia pragnąłem wam o tym donieść.
  Dla uzupełnienia podstawowych informacji na mój temat,z radością donoszę że w kłębie mam już 42 cm i ważę prawie 16 kg. Według statystyk jakie prowadzi mój pan i pewnej prawidłowości,pod koniec lipca mam szansę osiągnąć 19,5 kilograma.
  Na tym kończę mój dzisiejszy wpis bo padam z nóg. Na zakończenie zamieszczam kilka zdjęć z dzisiaj....... no właśnie mój Pan był na tyle zaabsorbowany moim pływaniem że nie zrobił mi ani jednego zdjęcia uwieczniającego ten historyczny moment. Mam nadzieję że kolejny wypad nad wodę będzie lepiej udokumentowany fotograficznie. 
Serdecznie pozdrawiam wszystkich odwiedzających-Max




Podczas zabawy z Mamą mojego Pana,którą nazywamy babcią Wiesią :-)

1 komentarz:

  1. Oj Babci się chyba troszeczkę przestraszył ;)

    Widać, że ciepełko nawet na zdjęciach występuje.

    OdpowiedzUsuń